Gdy zmierzch wdzierał się szparami w oknach do obszernej dziupli w starym drzewie, miejscu tajnego laboratorium, wraz z wieczorną mgłą dało się słyszeć jakieś szelesty. Trzaskały gałązki w lesie, szeleściły liście krzewów. To nie był wiart, to nie była leśna zwierzyna. Coś innego zbliżało się do starego drzewa z dziuplą. Dawniej, w tej dziupli mieszkał Kłobuk. Teraz Wiedzmin urządził sobie doświadczalnię. Zgromadził retorty, menzurki, szkiełka wszelakie. By pichcić eliksiry. A w starych księgach wyszikuwać isntrukcji jak zrobić takie i owakie talizmany. Wiadomo, mogą się przydać.
Gdy tak stałem nad otwartą księgą, przeżartą przez mole ksiązkowe i inne chochliki (przez to niektórych liter nie było widac i odczytać tekst trudno), i gdy już zbyt ciemno było na czytanie bez światła, usłyszałem te dźwięki. Niewatpliwie ktoś się skradał. Może z nieśmiałości taki ostrożny? Wsłuchałem się w odgłosy. Tych istot było więcej.
Któż to może być? Wróg, złodziej czy przyjaciel? A może to Niziołki, o których sójki i sroki skrzeczały przedwczoraj?
Wiedzmin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz